pomorski park naukowo- technologiczny gdynia
Aleja Zwycięstwa 96/98
81-451 Gdynia
Mimo kłopotów spowodowanych pandemią koronawirusa, odwołanymi targami i początkowej niepewności związanej chociażby z łańcuchami dostaw, polski przemysł produkcji jachtów zdaje się zachowywać równowagę. Co więcej, pod koniec ub.r. część specjalizujących się w tym segmencie stoczni odnotowała wzrost obrotów.
- Początek pandemii koronawirusa w Polsce był trudny dla naszych stoczni jachtowych i innych firm z branży. Mimo że przemysł jachtowy cały czas działał, w marcu i kwietniu pojawiły się duże problemy z zerwanymi łańcuchami dostaw, głównie z powodu totalnego lockdownu w wielu krajach – we Włoszech, Francji, Anglii, Hiszpanii, a także w Chinach. Mieliśmy do czynienia także z problemami związanymi z transportem, zwłaszcza w początkowym etapie, czy odbiorami osobistymi, ze względu na zamknięcie granic. Doszły do tego problemy z pracownikami – ogólny strach przed zakażeniem potęgowany przez doniesienia medialne, absencje spowodowane zwolnieniami lekarskimi bądź opieką nad dziećmi, bo przecież szkoły były w tym czasie pozamykane – mówi Michał Bąk, sekretarz generalny Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych.
Kolejne fazy łagodzenia restrykcji i świadomość, że pływanie żaglówką czy łodzią motorową jest jedną z najbezpieczniejszych form spędzania czasu spowodowały, że sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze. Od 4 maja ub.r. mariny mogły działać w sposób ograniczony, bez gastronomii i sanitariatów, a od 18 maja ub.r. ludzie mogli pływać z więcej niż 2 osobami w załodze lub tylko z rodziną. Oczywiście nadal istniało wiele ograniczeń, takich jak dezynfekcja jednostek po każdym użyciu, zachowanie bezpiecznej odległości między ludźmi w marinie czy między grupami klientów. Jednak od drugiej połowy maja, firmy czarterowe przestały liczyć straty i zaczęły w miarę normalnie funkcjonować.
- W tym czasie, z tygodnia na tydzień, zaczęliśmy obserwować wzrost popytu na nowe jachty żaglowe i motorowe. Sprzedawało się dosłownie wszystko, co było dostępne - jachty żaglowe, motorowe, houseboaty oraz skutery. Część osób przewidując, że pandemia potrwa dłużej, decydowało się na podpisanie umów dotyczących zakupu z dostawą na 2021 r. – tłumaczy M. Bąk.
Mniej więcej od połowy ub.r. zainteresowanie jachtami wzrosło, gdyż ludzie widzieli w nich możliwość wypoczynku wakacyjnego, w oddaleniu od osób potencjalnie zakażonych. WHO uznało bowiem jachting, za jedną z najbezpieczniejszych form rekreacji w czasie pandemii, dlatego wiele osób, które w ub.r. zmieniło plany wakacyjne, rezygnując z wyjazdu zagranicznego, postanowiło spędzić urlopy na wodzie.
Stocznie otrzymywały wiele nowych zamówień. Linie produkcyjne były i są w większości zajęte, do końca sezonu. Część osób podjęło decyzję o zakupie, którą odwlekali przez kilka miesięcy czy lat. Inni postanowili zrezygnować z usług czarterowych, by nie narażać siebie i rodziny na współdzielenie jachtu z innymi załogami. Powodem była również chęć podniesienia komfortu wakacji na jachcie, ponieważ jednostki armatorskie zawsze są konfigurowane według upodobań klienta i zwykle mają bogatsze wyposażenie. Sytuacja ta dotyczyła nie tylko Polski. Podobny efekt obserwowano w krajach Europy Zachodniej i Skandynawii, a ponieważ polska produkcja jachtów i łodzi w ok. 95% przeznaczona jest na eksport, duża część naszych stoczni na koniec 2020 r. odnotowała wzrost obrotów.
Polska jest pierwszym w Europie i drugim na świecie producentem jachtów motorowych, o długości do 9 m. Mimo tego, że dużych stoczni na terenie Polski nie jest zbyt wiele, cały sektor producentów tych jednostek pływających w naszym kraju tworzy ok. 1000 firm, zatrudniających ok. 45 tys. osób. W tym jest ok. 120 stoczni, a 95% przedsiębiorstw to małe i średnie przedsiębiorstwa. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego z połowy 2019 r. (nowszych dotąd nie opublikowano), który bazuje na danych Eurostatu, w 2018 r. polski eksport jachtów stanowił 60% ogólnej wartości eksportu w tym segmencie w Unii Europejskiej, a w okresie 2014-2018 podwoił się (ze 184,8 mln euro do 395,8 mln euro). Daleko za nami uplasowały się Finlandia (60 mln euro, 9,1% eksportu UE) i Włochy (36,7 mln euro, 5,6%).
Największym i niekwestionowanym atutem, wyróżniającym polskie stocznie są stosunkowo niskie koszty produkcji, a także ogromny potencjał drzemiący w licznych firmach z zakresu technologii, jakości wykończenia i designu. Jak podkreślają eksperci z PIE, polskie stocznie zajmujące się budową jachtów są jednymi z najbardziej nowoczesnych na terenie Europy. Ze względu na wysoką cenę - od kilkuset tysięcy do kilku mln euro - popyt na jachty w Polsce jest ciągle niewielki, dlatego, jak wspomniano wcześniej, niemal całość produkcji trafia na eksport.
Sytuacja polskiego przemysłu jachtowego i jego pozycja w Europie oraz na świecie, będzie zupełnie nowym tematem, który znalazł się w programie Forum Gospodarki Morskiej Gdynia. XX, jubileuszowa edycja imprezy odbędzie się 8 października 2021 r.
Mimo kłopotów spowodowanych pandemią koronawirusa, odwołanymi targami i początkowej niepewności związanej chociażby z łańcuchami dostaw, polski przemysł produkcji jachtów zdaje się zachowywać równowagę. Co więcej, pod koniec ub.r. część specjalizujących się w tym segmencie stoczni odnotowała wzrost obrotów.
- Początek pandemii koronawirusa w Polsce był trudny dla naszych stoczni jachtowych i innych firm z branży. Mimo że przemysł jachtowy cały czas działał, w marcu i kwietniu pojawiły się duże problemy z zerwanymi łańcuchami dostaw, głównie z powodu totalnego lockdownu w wielu krajach – we Włoszech, Francji, Anglii, Hiszpanii, a także w Chinach. Mieliśmy do czynienia także z problemami związanymi z transportem, zwłaszcza w początkowym etapie, czy odbiorami osobistymi, ze względu na zamknięcie granic. Doszły do tego problemy z pracownikami – ogólny strach przed zakażeniem potęgowany przez doniesienia medialne, absencje spowodowane zwolnieniami lekarskimi bądź opieką nad dziećmi, bo przecież szkoły były w tym czasie pozamykane – mówi Michał Bąk, sekretarz generalny Polskiej Izby Przemysłu Jachtowego i Sportów Wodnych.
Kolejne fazy łagodzenia restrykcji i świadomość, że pływanie żaglówką czy łodzią motorową jest jedną z najbezpieczniejszych form spędzania czasu spowodowały, że sytuacja zaczęła się zmieniać na lepsze. Od 4 maja ub.r. mariny mogły działać w sposób ograniczony, bez gastronomii i sanitariatów, a od 18 maja ub.r. ludzie mogli pływać z więcej niż 2 osobami w załodze lub tylko z rodziną. Oczywiście nadal istniało wiele ograniczeń, takich jak dezynfekcja jednostek po każdym użyciu, zachowanie bezpiecznej odległości między ludźmi w marinie czy między grupami klientów. Jednak od drugiej połowy maja, firmy czarterowe przestały liczyć straty i zaczęły w miarę normalnie funkcjonować.
- W tym czasie, z tygodnia na tydzień, zaczęliśmy obserwować wzrost popytu na nowe jachty żaglowe i motorowe. Sprzedawało się dosłownie wszystko, co było dostępne - jachty żaglowe, motorowe, houseboaty oraz skutery. Część osób przewidując, że pandemia potrwa dłużej, decydowało się na podpisanie umów dotyczących zakupu z dostawą na 2021 r. – tłumaczy M. Bąk.
Mniej więcej od połowy ub.r. zainteresowanie jachtami wzrosło, gdyż ludzie widzieli w nich możliwość wypoczynku wakacyjnego, w oddaleniu od osób potencjalnie zakażonych. WHO uznało bowiem jachting, za jedną z najbezpieczniejszych form rekreacji w czasie pandemii, dlatego wiele osób, które w ub.r. zmieniło plany wakacyjne, rezygnując z wyjazdu zagranicznego, postanowiło spędzić urlopy na wodzie.
Stocznie otrzymywały wiele nowych zamówień. Linie produkcyjne były i są w większości zajęte, do końca sezonu. Część osób podjęło decyzję o zakupie, którą odwlekali przez kilka miesięcy czy lat. Inni postanowili zrezygnować z usług czarterowych, by nie narażać siebie i rodziny na współdzielenie jachtu z innymi załogami. Powodem była również chęć podniesienia komfortu wakacji na jachcie, ponieważ jednostki armatorskie zawsze są konfigurowane według upodobań klienta i zwykle mają bogatsze wyposażenie. Sytuacja ta dotyczyła nie tylko Polski. Podobny efekt obserwowano w krajach Europy Zachodniej i Skandynawii, a ponieważ polska produkcja jachtów i łodzi w ok. 95% przeznaczona jest na eksport, duża część naszych stoczni na koniec 2020 r. odnotowała wzrost obrotów.
Polska jest pierwszym w Europie i drugim na świecie producentem jachtów motorowych, o długości do 9 m. Mimo tego, że dużych stoczni na terenie Polski nie jest zbyt wiele, cały sektor producentów tych jednostek pływających w naszym kraju tworzy ok. 1000 firm, zatrudniających ok. 45 tys. osób. W tym jest ok. 120 stoczni, a 95% przedsiębiorstw to małe i średnie przedsiębiorstwa. Według raportu Polskiego Instytutu Ekonomicznego z połowy 2019 r. (nowszych dotąd nie opublikowano), który bazuje na danych Eurostatu, w 2018 r. polski eksport jachtów stanowił 60% ogólnej wartości eksportu w tym segmencie w Unii Europejskiej, a w okresie 2014-2018 podwoił się (ze 184,8 mln euro do 395,8 mln euro). Daleko za nami uplasowały się Finlandia (60 mln euro, 9,1% eksportu UE) i Włochy (36,7 mln euro, 5,6%).
Największym i niekwestionowanym atutem, wyróżniającym polskie stocznie są stosunkowo niskie koszty produkcji, a także ogromny potencjał drzemiący w licznych firmach z zakresu technologii, jakości wykończenia i designu. Jak podkreślają eksperci z PIE, polskie stocznie zajmujące się budową jachtów są jednymi z najbardziej nowoczesnych na terenie Europy. Ze względu na wysoką cenę - od kilkuset tysięcy do kilku mln euro - popyt na jachty w Polsce jest ciągle niewielki, dlatego, jak wspomniano wcześniej, niemal całość produkcji trafia na eksport.
Sytuacja polskiego przemysłu jachtowego i jego pozycja w Europie oraz na świecie, będzie zupełnie nowym tematem, który znalazł się w programie Forum Gospodarki Morskiej Gdynia. XX, jubileuszowa edycja imprezy odbędzie się 8 października 2021 r.
Artykuł opracowany we współpracy z magazynem Namiary na Morze i Handel
fot. Namiary na Morze i Handel